Loading

Wstrzymani

Liczba azylantów i migrantów, decydujących się wyruszyć do Europy, drastycznie spadła. Dwa lata temu do Unii Europejskiej dotarło 1 049 400 osób. W 2016 - 374 318. Jak dziś wygląda droga poszukujących azylu?

W kwietniu 2016, po podpisaniu porozumienia między Turcją a UE, zamknięto tzw. Szlak Bałkański. Droga migrujących nie dobiegła jednak końca. Wielu azylantów zamieszkało w obozach, gdzie czekają na decyzje: czy będą mogli iść dalej, pozostać, czy będą musieli zawrócić?

Są wstrzymani.

Wstrzymani
Stage 2
Grecja
-

W pierwszej połowie 2016 r., po podpisaniu porozumienia między Turcją a UE, zamknięto bałkański szlak emigracyjny. To nieformalna nazwa drogi migrantów, którą pokonywali przez Grecję, kraje bałkańskie aż do centralnej i północnej Europy. Jak dziś wygląda droga poszukujących azylu?

W 2015 r. do Unii Europejskiej przybyło 1 049 400 osób. Rok później 374 318. W 2017 r. – liczba azylantów i migrantów, decydujących się wyruszyć do Europy, drastycznie spadła. Wielu z tych, którzy przybyli, mieszka w obozach i czeka na decyzje administracyjne. Do czasu ich wydania nie wiedzą, czy pozostaną, zostaną zawróceni, czy rozpoczną nowe życie w krajach, do których dotarli.

Są wstrzymani.

Z brzegu wypatrują ich obserwatorzy – rozsiani po całej linii brzegowej, którymi są wolontariusze z różnych krajów. Całą noc podglądają przez lornetkę, czy po drugiej stronie wypływa łódź, śledzą jej drogę i patrzą, gdzie dopłynie. Jak tylko łódź wypatrzą, zawiadamiają pracowników Stage 2. Ci,rozlokowani są po okolicznych wioskach. Zjeżdżają na miejsce i czekają aż samochody przywiozą migrantów z plaży.

Stage 2 to obóz przejściowy UNHCR, do którego trafiają migranci. Spędzają w nim od kilku minut do nawet kilku godzin. Dostają wodę, coś do jedzenia i, jeśli jest taka potrzeba, zostaje im udzielona pomoc medyczna.

Wolontariusze wybierają z grupy jedną osobę – z reguły tę, która najlepiej mówi po angielsku. Ona zostaje liderem. Następnie informują, gdzie się udadzą.

Pytają przybyłych tylko o narodowość.

Ze Stage 2 przybysze przekazywani są do obozu w Morii. Autobusy zabierają ich w drogę przez wyspę. Tam po paru dniach pobytu rozpoczną procedurę rejestracji i składają wnioski o azyl.

W 2015 r. przez wyspę szły grupy ludzi. Były tak liczne, że transport publiczny nie mógł ich obsłużyć. Mapa pokazuje, jak dotrzeć do Mityleny, gdzie znajdują się obozy.

Moria
Grecja

Obóz to dawna baza wojskowa, która do dziś formalnie jest obiektem militarnym, położona tylko kilka kilometrów od Mityleny, największego miasta na Lesbos.

W 2015 r. to tu, do Morii, docierała większość migrantów. Po przeprawie przez morze oraz drodze na wyspę mogli liczyć na wodę, coś do jedzenia oraz na schronienie.

Do środka mogą dostać się tylko wolontariusze, choć nie zawsze jest to proste, oraz pracownicy służb związanych z obozem. Dla mediów właściwie drzwi są zamknięte. Nawet po długich procedurach i uzyskaniu zgody w ministerstwach na miejscu okazuje się, że jednak nie można wejść do środka. W Morii panuje napięta atmosfera. Grupa kilku policjantów czeka w pogotowiu.
Mieszkańcy czasem protestują albo organizują głodówki. Wybuchł też pożar. Zimą aktywiści donosili o skandalicznych warunkach dla przebywających. Śnieg zalegał między kontenerami, część osób nie miała miejsca w nich miejsca.

„Znowu nie wpuszczają dziennikarzy, nie chcą pokazać, co się dzieje” – rzuca jeden z mieszkańców na widok reporterów. Inny krzyczy, że „długo czeka (na wniosek o azyl - przyp. red.) i chce porozmawiać”.

Prościej jest w drugą stronę. Mimo restrykcyjnych regulacji migranci mogą swobodnie poruszać się poza terenem obozu. Dookoła powstały kawiarnie i restauracje. Prowizoryczne, w namiotach, ale zawsze ktoś w nich siedzi i można porozmawiać przy kawie.

W Morii rozpoczyna się procedura o uznanie statusu uchodźcy lub przyznanie azylu. Rozmowy trwają wiele dni, ale to dopiero początek. Na wyniki procedury czeka się miesiącami. W tym czasie niektórzy z przybyszów mogą zostać przetransportowani do kontynentalnej części Grecji.

Inni pozostają i czekają na Lesbos.

Pikpa
Grecja

Pikpa położona jest w dość zaskakującym miejscu – kilkadziesiąt metrów od plaży i drogi głównej prowadzącej z lotniska w Mitylenie do miasta. Samoloty lądują nad głowami osób w ośrodku, a pas dla nich jest tylko kilkaset metrów od tego miejsca. Mimo takiej bliskości, ośrodek wydaje się odcięty od arterii komunikacyjnych. I nie jest to przypadek.

Od bramy wjazdowej do pierwszego budynku jest ponad 200 metrów. Dookoła stoją duże namioty, które przypominają zadaszenia kortów tenisowych. Atmosfera jest też inna niż w pozostałych miejscach, gdzie przebywają migranci. – Dużo drzew, pomiędzy nimi biegają dzieci i kopią piłkę. Gdyby nie rozwieszone kapoki, można by pomyśleć, że to jakieś miejsce turystyczne.

W Pikpie mieszkają głównie kobiety i ich dzieci. Jest to miejsce przeznaczone dla tych, którym podróż do Europy przebiegła niespokojnie – padli ofiarą przestępstw i przemocy lub doznali obrażeń.

Mężczyzn właściwie nie widać. Dwóch grało w szachy w bandażach i o kulach.

Ta „miła” atmosfera ma pomóc w leczeniu ran fizycznych i psychicznych.

Eleonas
Grecja

Obóz Eleonas znajduje się w samym centrum Aten. Położony jest przy jednej z bocznych ulic i nie rzuca się w oczy turystom czy zabieganym mieszkańcom. Przebywający w nim migranci mogą podziwiać panoramę stolicy Grecji z Akropolem, który góruje nad miastem.

Eleonas to obóz, co oznacza, że wszyscy, którzy w nim przebywają, mogą stąd swobodnie wychodzić.
Dzięki temu dorośli mogą osobiście poszukiwać pracy, a dzieci – kontynuują edukację w okolicznych szkołach wspólnie z Grekami.

W każdym kontenerze mieszka około ośmiu osób. Jeden z nich zajmuje inżynier z Syrii.

Piętrowe łóżka przylegają do ścian. Na nich wiszą ubrania i koce. Telewizor stoi w kącie, na małym stoliku, i włączoną ma stację po arabsku. Na przeciwko parzy się herbata. Bardzo słodka. „Chcielibyśmy nawet zostać w Grecji, ale Grecy tu pracy nie mają, a co dopiero my” – mówi, zalewając kolejną filiżankę.

W telefonie przegląda zdjęcia swoich dzieci. Nim je zobaczy, minie jeszcze dużo czasu, choć są już w Europie Zachodniej.

Islam to dominujące wyznanie wśród migrantów przybywających do Europy, ale nie jedyne. W jednym z kontenerów w obozie powstała mała, chrześcijańska świątynia.

Kofinou
Cypr
300

Położone na stromym zboczu, otoczone wysokim murem – obecnie jest to jedyne miejsce dla migrantów poszukujących azylu na Cyprze. Inne, w pobliżu stolicy Nikozji, zlikwidowano i wszystkich przeniesiono do Kofinu.

W ośrodku mieszkają głównie osoby, które swoją drogę rozpoczęły w Libanie i przepłynęły morze. Wylądowały w południowej (tzw. greckiej) części wyspy. Wszystko jest tu nowe i wysprzątane. Świetlica, plac zabaw dla dzieci, boisko do kosza – to dodatkowe atrakcje. Jednak nagłówki cypryjskich mediów mówią, że Kofinu nie należy do najlepiej zarządzanych miejsc.

Miejscowi z trudem wskazują to miejsce na mapie. Choć mieszkają kilka kilometrów od niego. Czasem zjawia się nawet autobus, który zawozi mieszkańców do okolicznych miejscowości.

By wejść do ośrodka, musimy mieć specjalne zezwolenie. Azylanci również takiego potrzebują, jeśli chcą go nawet na chwilę opuścić.

Mieszka tu ponad 300 osób.

Röszke
Węgry

W marcu 2017 r. rząd węgierski poprzez nowe prawo ustanowił specjalne „strefy tranzytowe”. Wcześniej powstał mur rozdzielający Serbię od Węgier na całej długości granicy. Strefy to kolejny element zniechęcania migrantów i azylantów do wybierania Węgier jako miejsca docelowego swojej podróży.

Mur z kolczatką już stoi. Wysoki na blisko trzy metry. Ze strony serbskiej przekraczamy obrotowe drzwi, niczym w metrze, krótkim korytarzem dochodzimy do budki z małym okienkiem. Tu rozpoczyna się procedura i składanie wniosku o azyl.

Władze węgierskie twierdzą, że warunki w strefach są bardzo dobre. Kontenery mają klimatyzację, toalety oraz bieżącą wodę. Podobno jest też telewizja – jedyne okno na świat. Zza gęsto rozwieszonych zasiek nie można przecież wiele zobaczyć.

Media nie są wpuszczane do środka. Wolontariusze i organizacje pozarządowe także muszę bardzo długo starać się o pozwolenie.

Azylanci nie mogą opuszczać obozu, dopóki nie zakończy się procedura prawna. Trwa ona od kilku miesięcy do około roku, w większości przypadków, ale czasem nawet dwa lata.

W 2015 r. do granic Węgier dotarło ponad 160 tysięcy osób. W roku 2017 w obozie położonym przy granicy przebywało od kilkunastu do kilkudziesięciu mieszkańców.

W obozach w różnych krajach bałkańskich pozostają tysiące osób, które czekają. Niektórzy chcą ułożyć sobie życie na nowo i składają wnioski w krajach, w których tymczasowo się zatrzymali. Pracują fizycznie, w organizacjach pozarządowych czy otwierają restauracje.

Są też tacy, którzy w niepewności żyją poza obozami – nadal tkwi w nich nadzieja, że dotrą tam, gdzie zamierzali, czyli do krajów Europy Zachodniej. Inni uciekają z obozów i wracają na trasy migranckie, mniej dostępne niż kiedyś przez co kosztowniejsze i niebezpieczniejsze.

Tekst, zdjęcia, filmy: Jakub Górnicki

Projekt graficzny: Arek Sołdon

Kodowanie: Piotr Kliks

Podziękowania dla Anny Górnickiej i Marcina Pławnickiego.

Outriders to nowe miejsce w sieci, które opowiada o świecie. Znajdziesz tu reportaże, analizy i relacje z najciekawszych wydarzeń.