Kiedy spacerujemy ulicami Capulálpam de Méndez, w oczy rzucają nam się porozwieszane na każdej latarni plakaty informujące o tzw. tequio – pracy zbiorowej w nadchodzącym tygodniu. Członkowie społeczności będą wspólnie sprzątać wioskę.
– Tequio to praca, którą wszyscy wkładamy w społeczność. To energia, działanie, które wnosimy dla wspólnej korzyści – tłumaczy Jaime Martínez Luna.
Oprócz uczestnictwa w systemie cargos mieszkańcy biorą udział w krótkoterminowych projektach społecznych, takich jak sprzątanie wiosek lub okolicznych lasów, malowanie ogrodzeń, budowa dróg czy systemu nawadniania. Tequio to kolejny sposób na zastąpienie roli państwa w realizacji projektów infrastrukturalnych i świadczeniu społecznościom niezbędnych usług. Zgromadzenie wspólnoty decyduje, co jest potrzebne, a tequio to swego rodzaju narzędzie do wykonania zadania. Członkowie wspólnoty ponoszą więc odpowiedzialność za to, w jaki sposób projekty są realizowane. W przeciwieństwie do sytuacji, gdy takimi pracami zajmują się firmy zewnętrzne.
Zazwyczaj przedstawiciele każdej rodziny poświęcają kilka godzin lub dni na pracę na rzecz dobra wspólnego społeczności, do której przynależą. Podobnie jak w przypadku systemu cargos nie ma przewidzianego wynagrodzenia za udział w tequio. Jednak władze zwykle prowadzą rejestr uczestników – w części wiosek i miasteczek jest to niezbędne do otrzymania prawa głosu podczas zgromadzenia wspólnoty, czerpania innych korzyści czy zaangażowania członka społeczności w system cargos.
– Nie ma znaczenia, czy nam się to podoba, czy nie, uczestnictwo w tequio jest koniecznością – stwierdza Martínez Luna. – W tym przypadku interes jednostki jest mniej istotny od szeregu umów, które zatwierdziło zgromadzenie i które muszą zostać wykonane w ramach tequio. W dniu, w którym wspólnie kończymy tequio, ta praca i jej efekty nas wzmacniają. Uświadamiają nam, że jesteśmy dla siebie, nasze działania są podejmowane dla nas wszystkich, dla wspólnoty, a szacunek jest wzajemny, jest dla nas wszystkich – mówi o zasadzie wzajemności świadczenia usług jako jednej z podstawowych idei wspólnoty.
– Tequio uczy też członków wspólnoty wagi wartości i moralności – dodaje Fernando Ramos, który tłumaczy nam postrzeganie obowiązków i praw w społecznościach w stanie Oaxaca. – Tutaj na pierwszym miejscu są obowiązki, a dopiero potem prawa. Jest to zupełnie inna koncepcja niż w świecie Zachodu, gdzie mówisz o prawach, ale nie masz prawie żadnych zobowiązań.
Obowiązki i związana z nimi odpowiedzialność członka społeczności są jasne dla każdego, kto dorasta w Sierra Juárez. Udział w tequio i systemie cargos, uczestnictwo w zgromadzeniu, praca na rzecz społeczności w wiosce oraz ochrona wspólnego terytorium wspólnoty – to główne obowiązki.
Gdy członek społeczności spełnia te oczekiwania wspólnoty, może skorzystać ze swoich praw, takich jak np. głosowanie podczas zgromadzenia. – Każdy ma także prawo do ochrony przez społeczność oraz do dumnego wypowiadania słów: „Pochodzę z Yavesíi. Mam prawo do wspólnego terytorium i do kawałka mojej ziemi” – mówi Fernando. Wciąż wypełnia on swoje obowiązki w wiosce, z której pochodzi, chociaż już tam nie mieszka i nie ma tam jego domu.
– Jeżeli emigranci chcą zachować swoje prawa, muszą nadal wypełniać obowiązki wobec wspólnoty – tłumaczy.
Podobnie jak to się dzieje w wielu wioskach na całym świecie, region Sierra Juárez traci mieszkańców na rzecz większych miast i innych państw. Ludność rdzenna wyrusza w świat ze swoich małych ojczyzn w poszukiwaniu lepszych możliwości ekonomicznych dla siebie i swoich rodzin.
Migracja ze stanu Oaxaca do USA sięga programu Bracero, ustanowionego po II wojnie światowej i trwającego do lat 60. XX w. Brak pracowników na farmach w USA doprowadził do zawarcia legalnej umowy migracyjnej między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi. Fale nielegalnej emigracji ze stanu Oaxaca wzrosły w latach 80., kiedy Meksyk przeżywał kryzys gospodarczy, a później w latach 90., kiedy wprowadzono Północnoamerykański Układ Wolnego Handlu (NAFTA). Podpisanie NAFTA odbiło się negatywnie na sytuacji rolników w stanie Oaxaca. Uprawiając małe działki, nie byli w stanie konkurować z transgeniczną kukurydzą i innymi uprawami pochodzącymi z USA. Musieli szukać innych możliwości, aby wyżywić swoje rodziny.
Wiele osób pochodzących z Santa María Yavesía od dawna mieszka w USA. Sporo jest również osób szukających tam pracy sezonowej.
Mieszkańcy Santa María Yavesía żyją głównie z uprawy drzew owocowych, kukurydzy i innych popularnych roślin, które czasami sprzedają na targach. Niektórzy prowadzą małe firmy, restauracje i piekarnie, inni pracują jako stolarze lub budowlańcy. Wielu twierdzi, że wioska byłaby samowystarczalna nawet bez wycinania lasów na sprzedaż drewna, tak jak robią to okoliczne wioski. Sezonowa migracja do USA jest powszechna w Santa María Yavesía oraz pomaga w utrzymaniu jej mieszkańców i ich tradycyjnego sposobu życia w społeczności. Imigranci mieszkający w USA organizują wyjazdy do pracy sezonowej dla swoich bliskich i znajomych ze wspólnoty, którzy dołączają do nich na kilka miesięcy w roku, a następnie wracają do wioski, aby zająć się swoimi gospodarstwami.
– Byliśmy w stanie utrzymać się z naszej farmy, jednak nasze trzy córki dorastają i potrzebują pomocy finansowej, więc mój mąż pracuje w Stanach Zjednoczonych od dziewięciu lat. Wyjeżdża na cztery–sześć miesięcy w roku – mówi Ana Ramírez Martínez.
W całym kraju, w wielu wioskach zamieszkałych przez rdzenną ludność, emigracja stała się sposobem pozwalającym na utrzymanie przy życiu systemu praktyk i zwyczajów. Wspólnoty w stanie Oaxaca odrzucają niektóre praktyki systemu kapitalistycznego, opartego na konsumpcjonizmie i skupieniu się na dobru jednostki, a jednocześnie używają go, aby zachować to, co dla nich ważne. – Chronimy nasze życie społeczne przed najgorszą wersją kapitalizmu – tłumaczy Fernando Ramos w odniesieniu do migracji z Meksyku do USA.
Spacerując nad rzeką, która dzieli wioskę na dwie części, słyszymy śmiech dzieci bawiących się w wodzie i – nieoczekiwanie – język angielski. – To wnuki, które przyjechały z USA odwiedzić swoich dziadków – wyjaśnia Ramos. Jest lipiec, czas wakacji.
Mimo że dzieci urodzone w Stanach prawdopodobnie mówią częściej po angielsku niż po hiszpańsku, emigranci z wioski stworzyli różne kolektywy w swoich nowych miejscach zamieszkania i nadal spotykają się, pomagają sobie i wspólnie świętują, a tym samym dbają o swoją kulturę tam, gdzie obecnie mieszkają.
Starają się również, aby miejsce ich pochodzenia pozostało niezależne od partii politycznych (które ciągle próbują znaleźć tam dla siebie przestrzeń). Wielu emigrantów czuje się zobowiązanych do wnoszenia wkładu finansowego do budżetu swoich społeczności. Gmina Santa María Yavesía kontaktuje się z zagranicznymi kolektywami, gdy np. potrzebuje pieniędzy na projekty infrastrukturalne, zakup nowego autobusu lub przed uroczystościami w wiosce. Zazwyczaj emigranci oraz ich rodziny uczestniczą w tych uroczystościach – to idealna okazja do odwiedzenia bliskich, którzy zostali w ojczyźnie.
Gdy brakuje ludzi, trzeba dostosować do sytuacji system praktyk i zwyczajów. Czasami emigracja jest przyczyną, dla której kobiety dołączają do systemu cargos. Bywa, że emigranci płacą komuś ze wsi za wykonanie danej usługi. Obecnie Fernando Ramos opłaca kogoś z Santa María Yavesíi za realizowanie należącego do niego obowiązku w ramach systemu cargos. Jednak nie zawsze jest to możliwe.
– Oczywiście praca zbiorowa to czynność, za którą można komuś zapłacić. W ten sposób wypełniasz swoje obowiązki obywatelskie, a także tworzysz miejsca pracy dla osób, które jej potrzebują. To praca, którą możesz komuś powierzyć. Nie można natomiast powierzyć komuś stanowiska wiążącego się z odpowiedzialnością za podejmowanie decyzji – komentuje Baltazar z Capulálpam de Méndez.